środa, 15 maja 2013

#67 Louis:**


Ona, śliczna, dziewczyna o ciemnobrązowych oczach i kasztanowych, falowanych włosach opadających na ramiona. On, przystojny brunet o zniewalająco pięknych, niebieskich tęczówkach. Młodzi, zakochani... Byli ze sobą długo. Przy jego częstych trasach koncertowych, wyjazdach, utrzymanie związku było czymś nieziemsko trudnym. Ale wystarczyło tylko chcieć. Oni chcieli. Z każdym dniem mocniej w sobie zakochani. Wpatrzenie w siebie jak w święty obraz. Było pięknie jak w baśni... A w każdej, nawet najpiękniejszej baśni nadciągają czarne chmury.
Wspólny wypad, zwykła impreza ze znajomymi. Upojeni alkoholem opuścili klub i pożegnali swoich towarzyszy.
-Jedziemy kochanie...- język plątał mu sie na wszystkie strony
-Louis.. nie próbuj wsiadać za kółko- szarpnęła go za rękaw- nie żartuj nawet!
-Daj spokój. Panuję nad wszystkim. Zaufaj mi- otworzył drzwi gramoląc się do samochodu- zaufaj mi..
Niepewnie wsiadła na miejsce pasażera. Dlaczego? Bo ufała mu bezgranicznie. Bez względu na wszystko, ufała mu i tego wieczora to był błąd. Z resztą.. byli pijani. To może ich nie usprawiedliwia, ale chociaż w pewnym, małym stopniu tłumaczy jej naiwność i brak jego odpowiedzialności. Do tego wyjątkowo niesprzyjająca, londyńska deszczowa aura.
Jednak on, nie zapanował nad wszystkim. Nie zapewnił jej bezpieczeństwa. Wpadli w poślizg. Jedna wywrotka, druga... dachowali. Poczuła ciepły dotyk. Spojrzała na niego. Zakrwawiona twarz, rozcięta warga. Uścisnął mocno jej dłoń. Usłyszała ciche 'Kocham Cię' i odpłynęła.
Dziś? Dokładnie dziś mijają cztery miesiące od wypadku. Ona, przez te miesiące, codziennie czuwała przy jego szpitalnym łóżku. Ona, z każdym dniem mocniej zakochana. Wpatrzona w niego jak w święty obraz. On? Blade policzki, piękne niebieskie tęczówki ukryte pod zamkniętymi od miesięcy powiekami, malinowe usta kurczowo zaciśnięte... niezmiennie od czterech miesięcy. Dziewczyna po raz kolejny przyszła odwiedzić swojego ukochanego. Usiadła na metalowym krzesełku, gładząc swój okrąglutki brzuszek. Uśmiechnęła się delikatnie. Podniosła wzrok i rozejrzała się. Chłodne barwy pokoju z każdym dniem przytłaczały ją coraz bardziej. Pikające urządzenia nieznośnie mąciły jej w głowie. Pod jego łóżkiem leżała torba z ubraniami. Sięgnęła delikatnie po bagaż. Zahaczyła o stojak wyrzucając całą jej zawartość. Jej uwagę przykuła koszulka w paski i czerwone rurki. Jego ulubiony zestaw. Podniosła bluzkę i przyglądała się jej. Kurczowo trzymając ją w rękach, wiedziała, że on już nigdy jej nie założy. Zaciągnęła się jej słodkim zapachem. Myślami powróciła do przeszłości. Jego pocałunki, objęcia, ciepły i delikatny dotyk. Tak bardzo chciała znów to poczuć. Lecz wiedziała, że już nigdy tego nie doświadczy. Odłożyła koszulkę mokrą od łez, otarła podkrążone powieki i delikatnie zarumienione policzki. Chwyciła go za rękę. Liczyła na uścisk... jakikolwiek znak. Cud. Tak bardzo chciała teraz doświadczyć cudu. Wpatrzona w jego piękną twarz zaczęła mówić. Ale nie tak jak codziennie. Dziś nie opowiadała o tym co robiła, co jadła, jaka jest pogoda czy jak mają się jego przyjaciele. Dziś miała się pożegnać. Tak... nastąpiła decyzja o zakończeniu życia jej ukochanego. Nie potrafiła się z tym pogodzić. Ale lekarze tłumaczyli, że nie ma sensu tego ciągnąc... Nie wiedziała co mu jeszcze powiedzieć. Łzy spływały po jej policzkach, głośno uderzając o metalowe obramowanie łóżka. Tak bardzo chciała znów go usłyszeć. Ostatni raz...
-Kocham Cię- wyszeptała drącym głosem- oboje Cię kochamy...- po raz kolejny pogładziła swój brzuszek- ciekawe jakbyś zareagował. Gdybym zdążyła Ci powiedzieć. Dlaczego dopiero po wypadku się o tym dowiedziałam. Tak bardzo chciałabym widzieć Twoją radość, niepohamowane szczęście- zaśmiała się przez łzy- chciałabym wybierać z Tobą jego imię, łóżeczko, wózek, ubranka... rodziców chrzestnych- zawiesiła głos - Lou.. myślałam, że jestem silna ale chyba nie poradzę sobie...- ręce zaczęły jej mimowolnie drżeć. Krople łez wytyczały wilgotne pasma na jej policzkach- wiesz... chciałabym, żeby był taki sam jak Ty. Lojalny, szczery, pełen radości...- wzięła głęboki oddech- Na pewno będzie taki jak Ty- uśmiechnęła się delikatnie- czas się pożegnać. Chciałabym odejść razem z Tobą, ale wiem, że mam dla kogo żyć. Wierzę, że się spotkamy i wtedy już nic nas nie rozdzieli. Ale teraz żegnaj... na jakiś czas- nachyliła się nad łóżkiem. Jej łzy spadały na jego twarz. Delikatnie palcami dotknęła jego ust. Chciała na zawsze zapamiętać każdą jego cząstkę. Słonymi od łez wargami musnęła jego usta. Ostatni, nieodwzajemniony pocałunek- Kocham Cię...- powiedziała i wyszła.
-Lou, kochanie nie biegaj- powiedziała ciepłym głosem do uśmiechniętego trzylatka- chodź tutaj- poprosiła, na co chłopczyk stanął obok niej- pomożesz mi?- uśmiechnęła się. Chwyciła za czerwoną różyczkę i dała ją chłopcu do ręki- Daj ją na grób- wskazała ręką i kucnęła by zapalić znicz. Nagle usłyszała słodki głosik swojego synka. Podniosła głowę i spojrzała w jego stronę
-Proszę tatusiu- powiedział kładąc kwiat- wiesz.. nigdy Cię nie widziałem, ale bardzo Cię kocham. Mamusia opowiadała mi, że byłeś bardzo dobrym człowiekiem. I mówi, że ja tez taki będę- uśmiechnął się i wrócił do kobiety
-Kochanie, Ty już jesteś taki jak tatuś- powiedziała spoglądając w jego piękne niebieskie oczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz