#54 Louis:**
To już dzisiaj. Nadszedł dzień naszego ślubu, mojego i Lou. Byłam tak zestresowana, ze rano nie potrafiło mi nic przejść przez gardło. Ręce pociły mi się tak, że mój pierścionek ześlizgiwał się co jakiś czas. Byłam chodzącym kłębkiem nerwów. Nie mogłam ze sobą wytrzymać. Kiedy „ zjadłam” śniadanie ubrałam się szybko i pojechałam do miejsca, w którym miała się odbyć ceremonia. Postanowiliśmy z Lou, że nasze wesele urządzimy w pałacu nad jeziorem. Był to stary budynek pochodzący z osiemnastego wieku. Został pięknie wyremontowany i urządzono w nim hotel i restaurację. Do wejścia prowadziły szerokie, marmurowe schody. W holu czekała już na mnie moja siostra, która była zarazem moją druhną. Pobiegłyśmy długimi schodami na piętro. Weszłyśmy do jednego z pokoi. Na łóżku leżała już moja suknia.Weszłyśmy do jednego z pokoi. Na łóżku leżała już moja suknia. Była śnieżnobiała, bez ramiączek. W talii przewiązany był jedynie kremowy pasek. Była... cudowna. Zrobiło mi się strasznie niedobrze z nerwów. Myślałam, ze zaraz zwymiotuję. Tak bardzo chciałam, żeby wszystko poszło idealnie, że rodzina była zadowolona... i przede wszystkim Louis. Usiadłam na łóżku i zaczęłam głośno płakać. Kołysałam się w przód i w tył. Charlie próbowała mnie jakoś pocieszyć, ale ja nie mogłam się uspokoić. Tak bardzo się boję, ze wszystko zniszczę... Kocham go... kocham go nad życie... Przez ostatnie miesiące nie odczuwałam tylko strach.
- Charlie! Czuje się gorzej, niż przed egzaminem!- wychlipałam.
- Nie martw się [T.I]! Wszystko będzie dobrze... - Pobiegłam do Lou, który znajdował się w pokoju obok. Po prostu musiałam go zobaczyć... Osobę, którą tak bardzo kochałam...
- Hej! [ T.I]! Dlaczego płaczesz? Skarbie, co się stało?
Źle się czujesz? - podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Lou... Czuję... że coś zepsuję, że się potknę i rozwalę brodę albo rozedrę suknię.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze, a wiesz dlaczego?
- Dlaczego? - Bo marchewki są zdrowe!
- Lou! Nie mam teraz ochoty na żarty!
- Kocham cię i będę cię zawsze kochał, aż przemienimy się w pomarszczone prukwy i będziemy huśtać się na bujanych fotelach i trzymać za ręce. Będę cię kochał nawet wtedy, kiedy wyślemy nasze dzieci na studia i zostaniemy sami. Zawsze będę cie kochał, moja marcheweczko! - Kocham cię, Lou!! - nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nie mogłam uwierzyć w to, że spędzę z nim resztę swojego życia. Cały strach mnie opuścił. Liczył się tylko on.Około dwóch godzin później staliśmy już przy ołtarzu. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać.
- Jesteś moim największym marzeniem- szepnął do mnie.
- A ty moim...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz