#55 Zayn :**
Było ciemno i bardzo nastrojowo. Siedziałam sobie na ogromnej huśtawce w moim ogrodzie z głową Zayna ułożoną na moich kolanach. Byliśmy ze sobą od niedawna. Może od niecałego miesiąca? Niby wszystko między nami było piękne, romantyczne, ale szczerze mówiąc, do tej pory nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego. Czasami panowało między nami takie niewyjaśnione napięcie, które drażniło zarówno jego jak i mnie. -
Jakbyś mnie nie znała, to nadal byłabyś z Mattem? - zadawał mi to pytanie po raz setny.
Czy on nadal nie mógł zrozumieć jak trudno mi na nie odpowiedzieć?
- Przecież wiesz, że cię kocham – powiedziałam i pochyliłam się by go pocałować, ale on odepchnął moje usta.
- Nadal nie odpowiedziałaś – wyjaśnił.
- Dobra, sam tego chcesz – odparłam i westchnęłam.
- Tak, chyba bym z nim była. Zadowolony?
- Jak najbardziej – uśmiechnął się.
Myślałam, że będzie zły, wstanie, pokłóci się ze mną i odejdzie gdzieś daleko, a potem zapomni o mnie, ja wrócę do swojego życia i wszystko będzie na pozór piękne i poukładane. A on co? Uśmiechnął się. Czasem naprawdę go nie rozumiem. A mówią, że to kobiety są skomplikowane. - Nie jesteś zły?
Nie rzucasz przedmiotami? - dziwiłam się.
- Niby dlaczego? - zaśmiał się.
- To tylko potwierdza moją teorię, że zmieniłem twoje życie, kochanie.
- Ale jak to? - nadal nie docierało do mnie jakim cudem wcale go to nie ruszyło.
Chyba powinnam się cieszyć, nie? - Normalnie.
Cieszę się, że jestem wyjątkowy – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Bo jestem, prawda?
- Oczywista oczywistość – odpowiedziałam i pocałowałam go w usta.
Reszta wieczora minęła jakoś nadzwyczaj spokojnie. Teraz już nie czuliśmy się tak niezręcznie w swoim towarzystwie. Coś mi się wydaje, że jeszcze dużo pięknych chwil przed nami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz