środa, 15 maja 2013

#66 Harry :**


- Nie daj się prosić – zamruczał, jadąc tuż przy mnie.
- Nie chcę z tobą jechać – oznajmiłam chłodno.
Nie po tym, co zobaczyłam. Niby nie powinnam się tak wściekać – w końcu byliśmy tylko przyjaciółmi. Miał prawo umawiać się z dziewczynami, zwłaszcza tak ładnymi jak ta, z którą go dziś zobaczyłam. Starsza. No bo jakby inaczej, przecież to nikt inny, a sam Harry Styles.
Bardziej niż na niego, byłam zła na samą siebie. Głównie za to, że byłam taka naiwna i wierzyłam, że mój przyjaciel należy tylko do mnie. A przecież nie mogłam go sobie przywłaszczyć. Tylko że po dwóch latach ciągłego przebywania z nim i resztą chłopaków, przywiązałam się do nich bardziej niż powinnam i bardziej niż chciałam. Jak na złość, największą sympatią darzyłam tego lokatego, bezczelnego chama o niesamowicie pięknych, hipnotyzujących oczach.
Co absolutnie nie oznaczało, że miałam zamiar łatwo skapitulować.
Westchnął ciężko, jakby był zmęczony moim uporem.
- Jasne – mruknął. – Więc jak zamierzasz dostać się do domu?
Trafił w jedyny słaby punkt mojej obrony. Do domu miałam raczej za daleko, żeby przejść się tam spacerkiem – w trzy godziny może bym doszła. Na autobus nie miałam pieniędzy.
- Nie twój interes – warknęłam.
Na ułamek sekundy zmarszczył czoło, jakby zabolało go to, co usłyszał.
- Okej. Co takiego zrobiłem, że jesteś na mnie wściekła? – zapytał niechętnie.
- Nie jestem wściekła.
- Obrażona – poprawił się poirytowany.
Wiedziałam, że nie było mu łatwo, ale sam dał mi powód do złości. To, co zrobił naprawdę mnie zabolało, chociaż on sam nie mógł mieć o tym pojęcia. Ukrywanie uczuć z pewnością nie leżało w moim interesie.
Wzburzona, zatrzymałam się gwałtownie i obróciłam się w jego stronę.
Zahamował, w ogóle nie zdradzając zdziwienia moją nagłą zmianą nastroju. Mierzył mnie wzrokiem, a jego twarz wyrażała skupienie.
- Uważasz, że to jest fair?! – wyrzucałam z siebie pospiesznie. – Po co tu jesteś?! Po co się fatygujesz?! Odwieź do domu tę laskę, z którą miziałeś się w kawiarni!
Zmieniło się coś w jego wyrazie twarzy. Zdenerwowanie ustąpiło miejscu czemuś, co nazwałabym… radością? On nie był normalny…
- Jesteś zazdrosna? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Czy jestem zazdrosna?! Chcę wiedzieć, o co ci chodzi! Proponujesz mi kino, jest fajnie, dobrze się bawimy, a za chwilę mówisz krótkie „Muszę iść” i idziesz się obściskiwać z jakąś lalunią?! Czy to twoim zdaniem jest w porządku?! Chcę wiedzieć, do cholery! Mącisz mi w głowie!
- Nic nie rozumiem – przyznał kompletnie zaskoczony.
Ja już właściwie też nie rozumiałam, co chciałam mu przekazać tym wywodem. Przecież to było oczywiste, że sam do tego nie dojdzie, nie dawałam mu na to szans. A to, co przed chwilą z siebie wykrztusiłam, wcale nie było pomocne.
Zaczęło padać. Przegrałam razem z pierwszą kroplą, która spadła na moją głowę. Już niemal słyszałam szelest skręcających się włosów. Gdyby pogoda ze mną współpracowała, odeszłabym teraz z dumnie uniesioną głową, później zapewne tego żałując. Ale moja sytuacja była krytyczna.
Oceniwszy szybko swoje położenie, okrążyłam samochód Harrego i wskoczyłam do środka.
- Jak chcesz się na coś przydać, to odwieź mnie do domu – mruknęłam łaskawie, zapinając pasy.
To, że musiałam teraz prosić go o odwiezienie do domu, było nieco żenujące, ale nie miałam innego wyjścia. Albo to, albo trzygodzinny spacer w deszczu. Wybór był prosty.
Przez krótką chwilę siedział w bezruchu, jakby nie usłyszał mojego żądania, po czym odwrócił się całym ciałem w moją stronę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że samochód stał zgaszony na poboczu.
Zerknęłam na niego kątem oka.
- Jesteś zazdrosna? – powtórzył, przegryzając dolną wargę w powstrzymywanym uśmiechu.
To było… trafione pytanie. Tak, byłam zazdrosna, można by nawet powiedzieć: chorobliwie zazdrosna o każdą, z którą się spotykał i spędzał czas. Ale on nie musiał o tym wiedzieć.
 Zrobiłam minę obrażonego dziecka i założyłam ręce na piersi. Nie wydusi tego ze mnie.
- Odpowiedz.
Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie próbuje swoich sztuczek z oczami i uśmiechem – za dobrze to odczuwałam.
- Tak, tak. Jestem zazdrosna. Masz mnie – mruknęłam, nadal się dąsając.
Uśmiechnął się szeroko, a na jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.
- O co dokładnie? – drążył.
Westchnęłam. Pokonał mnie, a ja odniosłam sromotną porażkę.
- Że jest taka ładna. I że się tak szczerzyła. I że ty też to robiłeś – dodałam, rzucając mu mordercze spojrzenie.
Zapadła cisza.
Cóż, muszę przyznać, że nie do końca tak wyobrażałam sobie tę rozmowę. Gdybym to ja posiadała dar sprowadzania rozmowy na dowolny temat, obeszłoby się bez tego typu wyznań.
Pozwoliłam sobie spojrzeć na mojego towarzysza.
- Cóż – zaczął, zgrywając przesadną nonszalancję – więc wychodzi na to, że troszkę ci na mnie zależy – zauważył znienacka.
Prychnęłam, niby to od niechcenia.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – wymamrotałam, ale mimo szczerych chęci, wyszło sztucznie.
Nigdy nie umiałam kłamać, więc nie zdziwiłam się, gdy tym razem też mi nie wyszło. Cudnie, Harry wiedział już, że jestem zazdrosna i że mi na nim zależy. Pewnie powinnam być zawstydzona, ale bardziej od własnych odczuć, intrygowała mnie jego mina i nastrój.  
Zaśmiał się.
- Mów sobie, co chcesz – mruknął, bardziej do siebie niż do mnie. – Ja i tak wiem, że coś do mnie czujesz.
- To jest tylko twoje zdanie – zauważyłam, ukrywając zażenowanie.
- Gdyby tak nie było, nie pozwoliłabyś mi zrobić tego.
Pochylił się w moją stronę i delikatnie mnie pocałował. Właściwie ledwie musnął moje wargi, ale to wystarczyło, żebym kompletnie oszalała. Zakręciło mi się w głowie, a bicie serca przyspieszyło do granic możliwości. 
Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy, uśmiechając się z samozadowoleniem.
- Widzisz? Zawsze mam rację.
Parsknęłam śmiechem, wsłuchując się w melodię piosenki, która została właśnie puszczona w radiu. „What makes you beautiful”. Uśmiechnęłam się i zauważyłam, że on też to zrobił.
- Planowałeś to od rana? – spytałam, patrząc z zachwytem na jego idealny profil, gdy w końcu ruszyliśmy.
- Żeby tylko od rana… - zaśmiał się.
- Dłużej? – zdziwiłam się.
Nie odpowiedział.  Zaintrygował mnie tym faktem. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Dłużej? – może i byłam natrętna, ale byłam ciekawa, od jak dawna o tym myślał. - Od jak dawna?
- Nie chcę cię osądzać, ale to przez ciebie moje wcześniejsze próby nie doszły do skutku.
Wywróciłam oczami, chociaż po części miał rację.
- I niczego nie planowałem – dodał – tylko usiłowałem stworzyć okazję.
- A reszta?
- Reszta była spontaniczna – uśmiechnął się łobuzersko.
Zachichotałam.
Podśpiewując cicho refren piosenki, skierowaliśmy się w stronę mojego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz