#89 Zayn
-Proszę kochanie idź do domu. Prześpij się-odezwała się swoim słabym głosem,który jak zauważyłem przyswarzał jej ogromny kłopot
-Zostanę jeszcze chwilę-ścisnąłem mocniej jej jasną dłoń, próbując powstrzymać płacz
-Poradzę sobie-uśmiechnęła się po raz pierwszy od tak długiego czasu
Dobrze widziałem że chce mnie pocieszyć swoimi podniesionymi kącikami,ale ten smutek i ogromny ból bijący z jej oczu nie potrafił tego zagłuszyć. Jej ciało opuszczone przez energię i siłę której do tej pory jej nie brakowało. Zawsze uśmiechała się, śmiała, a teraz? Zupełnie inna osoba. Nie potrafię się z tym pogodzić. Moje serce umiera wraz z jej widokiem. Z tym jak bardzo cierpi. Jak każdy dzień zadaje jej więcej bólu, jak jej serce wybija już wolniejsze rytmy. Jak oczy zaczynają zmieniać kolor, tracą swój blask.Marnieje, ja to widzę.Najgorsze jest to, że nie mogę nic na to poradzić. Czekać, być przy niej, ale mnie to zabija. Chce jej pomóc, sprawić aby była szczęśliwa.Aby to poczucie humoru powróciło,aby rozbawiała mnie swoimi żartami, głupimi zabawami, zabijała szczęśliwym uśmiechem, albo minami,a nie leżała w łóżku pośród czterech szarych ścian, w które wbija codziennie swój wzrok, który zmienił się znacznie od kiedy dowiedziała się o tej strasznej rzeczy.Nie umiem poradzić sobie bez niej. Jej widok tylko zabija mnie do środka, czuje jak serce przedziera się na pół. Jak smutek oraz bezkarności rośnie zgniatając mnie do środka.
-Proszę Zayn-jej oczy jeszcze bardziej wypełnił smutek, a dłoń wykonała ruch wskazując mi drzwi
Tak nie mogło być. To ja powinienem się o nią martwić, a nie ona o mnie. Ja nie byłem ważny, nie liczyłem się teraz, to ona musiała teraz dobrze się czuć i wrócić do zdrowia.Wrócić do normalnego życia, nie może się tak męczyć.
-Obiecujesz?-zapytałem zagłębiając się w jej oczach aby choć raz odnaleźć przebłysk blasku
-Tak-wyszeptała nie mając siły na więcej
-Kocham Cię-Szybko wycierając łzę które spłynęła po moim policzku, podniosłem się składając na jej policzku powolny ale pełen namiętności pocałunek, który od paru dni nie smakuje jak zawsze, ale kocham ją zostanę z nia do końca, nie ważne co się stanie
Ściskając mocno jej dłoń nie chciałem puszczać, ale ona zrobiła to pierwsza. Świadomość, że jak jutro tu wrócę może jej już nie być ciągle jest w mojej głowie, choć za wszelką cenę chce ją wybić. Nie dopuszczać do tego.Musiałem porozmawiać z lekarzem, może wie coś więcej.
-Można?-zapytałem bez żadnej szczypty radości w głosie
-Tak proszę.Dobrze, że Pan przyszedł-przywitał mnie ale jego mina nie wróżyła nic dobrego-Właśnie przeglądałem dokumenty Pana dziewczyny i wychodzi na to, że jutro odbędzie się operacja.
-Ale uda wam się tak?-zapytałem lekko podniesiony głosem czekając na pozytywną odpowiedź
-To jest rak. Nigdy nie jesteśmy pewni.
-Macie ją wyleczyć-uniosłem się-Ona ma prawo normalnie żyć! Nie może umrzeć!-krzyczałem nie panując nad emocjami które wypełniły moje ciało
-Proszę się uspokoić. Będziemy robić co w naszej mocy.
'Co w ich mocy'? To za mało,aby uratować moją [T.I].To jest tylko rak, da się wyleczy i za kilka tygodni razem będziemy się śmiać ustalać datę naszego ślubu, lub kłócić się jaki smak toru mamy wybrać na ten ważny dla nas dzień. Właśnie tego pragnę. Pragnę jej,aby być w pełni szczęśliwy. Nie chce pieniędzy, sławy, kariery, chce ją!
Powolnym ruchem kierowałem się do domu. Nie chciałem zamawiać taksówki. Wolałem gnać przez zaciemnione jak moje serce miasto. Dlaczego to przytrafia się akurat jej? Co ona zrobiła? Zawsze była szczęśliwa, pomagała każdemu,a teraz tak cierpi, nie wiedząc czy zobaczy słonce następnego dnia? Że już nigdy może nie obejrzeć swojego ulubionego filmu, pływać w basenie, kłócić się ze swoją mamą, kto bardziej kocha, czy nie spędzić ze mną już więcej chociażby jednego dnia? Że już nigdy nie usiądzie na tarasie i nie będzie zachwycać się pięknymi gwiazdami, które zawsze ją uspokajają? Dlaczego to życie jest tak cholernie nie sprawiedliwe?! Dlaczego to przytrafiło się najwspanialszej kobiecie na tym świecie? Ona teraz powinna być obok mnie, uśmiechać się, opowiadać kawały, których nikt nie rozumie, ale właśnie za to ją kocham.Za to, że chociażby w trudnej sytuacji się nie poddaje, walczy do końca, ale ta choroba ją przerasta. Już nie daje rady, podobnie jak ja. Nie wyobrażam sobie życia, jakby teraz jej zabrakło. Nie widzieć jej uśmiechu, oczy, czuć ciepły dotyk-nie nauczę się bez tego żyć. Ona jest dla mnie narkotykiem. Bez odpowiedniej dawki nie obudzę się kolejnego dnia.Otworzyłem drzwi domu do którego nie chciałem wracać.Od kiedy [T.I] jest w szpitalu moje życie się zmieniło tak samo jak ten dom. Nie zważałem na bałagan. Ta radość, aura, którą był wypełniony ulotniła się wraz z brakiem w nim kobiety. Szarość, która z każdym dniem jeszcze bardziej pogłębiała moje zszarpane nerwy.Znikło życie od kąd jej tutaj nie ma. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Rzuciłem się na kanapę przesiąkniętą jej zapachem perfum. Teraz nie musiałem się powstrzymywać, dając upust wszystkim emocją potok łez wypłynął ze mnie jak z źródła. Same najgorsze scenariusze wbijały się do Głowy, ale zagłuszałem to wymuszonymi, pięknymi chwilami spędzonymi z szczęśliwą [T.I], która zawsze tętniła życiem.Ból.Ogromny ból. Wspomnienia. Płacz. Umierające serce. Brak uśmiechu. Ból. Pragnienie szczęścia. Ból.
Obudziłem się zrywając się szybko z łózka widząc godzinę grupo po 10.Tęskniące,bolące serce musiało spotkać się z [T.I], która dalej leży w szpitalu i walczy z ta przekielna chorobą, która zabiją ją od środka.Popuchnięte, pełne smutku oczy nie były powodem, aby nie wyjść z domu. Chciałem dostać się do szpitala, pocałować dziewczynę, powiedzieć jak bardzo ją kocham i że nigdy nie zostawię.Szybko wbiegłem do wnętrza budynku, zniecierpliwiony chciałem dostać się do odpowiedniego pokoju.Biegiem znalazłem się obok drzwi bardzo dobrze mi znanych. Wcisnąłem delikatnie klamkę biorąc głęboki oddech, aby przypadkiem swoimi gwałtownymi ruchami nie zbudzić jej ze snu, gdyby oddała się krainie szczęśliwości. Uchyliłem drzwi, próbując wymusić choć najmniejszy uśmiech, aby podnieść ją na duchu, ale jej nie było. Zaraz, co?!Nie ma jej! Wbiegłem do pokoju dotykając łóżka jakby to tylko mi się zdawało. Moje serce ogarnęła fala ciepła, a nerwy i krzyki rosły w siłę.
-[T.I]! Gdzie jesteś? Obiecałaś, że sobie poradzisz, że mnie nie zostawisz!-krzyczałem opierając się o łózko na którym jeszcze wczoraj obiecała mi życie
-Pan Malik?-przerwała mi płacz pielęgniarka
-Tak-wyszeptałem nawet nie podnosząc wzroku
-Pańska dziewczyna ma teraz operację, proszę być cierpliwym.
Nie sądziłem, że słowo operacja, poprawi mi humor. W tej chwili tylko ona była dla mnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz